Mało osób wie, choć wkrótce może się to zmienić, że w Polsce mamy tzw. podatek od deszczu. Dotychczas uiszczali go właściciele nieruchomości o powierzchni powyżej 3,5 tysiąca metrów kwadratowych, z których 70 procent wyłączone jest „z powierzchni biologicznie czynnej”. Mówiąc po ludzku, podatek trzeba płacić jeśli właściciele postawili: budynek, garaż, taras, ułożyli kostkę brukową, zrobili brukowany parking lub podjazd etc. – łącznie na 70 procent powierzchni swojej działki, przez co zmniejsza się retencja wody. Niedługo liczba działek objętych podatkiem ma wzrosnąć dwudziestokrotnie.
Betonoza na cenzurowanym
Do tej pory podatkiem objęte były duże działki. Po zmianach „podatkiem od deszczu” mają być objęte nieruchomości o powierzchni powyżej 600 metrów kwadratowych, które są zabudowane w więcej niż 50 procentach. Widać więc, że projekt dotknie także branżę motoryzacyjną – od producentów i dystrybutorów części, którzy wcześniej nie byli objęci podatkiem, po dealerów samochodowych, a nawet duże warsztaty motoryzacyjne.
– mówi Tomasz Bęben, Dyrektor ds. Prawnych i Przemysłu w Stowarzyszeniu Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.
W Ocenie Skutków Regulacji przyjęto, że po znowelizowaniu przepisów, średnia wysokość podatku z tytułu utraconej retencji za działkę zabudowaną wyniesie ok. 1 350 złotych rocznie. Teoretycznie nie jest to kwota powalająca, jednak trwająca pandemia spowodowała, że wiele firm liczy obecnie każdy grosz, a więc kolejna danina będzie wywoływała niezadowolenie, nawet jeżeli zmiany podatku od deszczu wejdą w życie 1 stycznia 2022 roku. Wiele osób zadaje pytanie, czy w tym przypadku wykorzystywanie kija zamiast marchewki w postaci zachęt i dopłat do dobrowolnych instalacji retencyjnych, poprawi sytuację hydrologiczną w Polsce. Może pomogłaby szerzej zakrojona kampania informacyjna o programach typu „Moja woda”. Do tej pory większość medialnych informacji na ten temat przedstawiano w sposób humorystyczny pomimo ocen ekspertów, że założenie tego rodzaju programów, czyli gromadzenie wody opadowej przez mieszkańców na posesjach celem jej późniejszego wykorzystania, jest sensowne.
– dodaje Bęben.