Od 2035 roku tylko elektryki – czarne chmury nad przemysłem
Parlament Europejski przyjął propozycję Komisji zmierzającą do wyeliminowania z rynku już w 2035 roku samochodów z silnikami spalinowymi. Jeśli przemysł motoryzacyjny nie otrzyma wsparcia, czeka go prawdziwa zapaść, co zachwieje jednym z filarów polskiej gospodarki i eksportu – alarmuje Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych.
Europosłowie przegłosowali przyjęcie propozycji Komisji dotyczącej wprowadzenia ograniczenia o 100% dwutlenku węgla emitowanego przez pojazdy osobowe i dostawcze. Oznacza to całkowite wyeliminowanie z rynku samochodów z napędem spalinowym, w tym również aut hybrydowych.
Głosowanie w Europarlamencie nie oznacza jeszcze zamknięcia tematu. Teraz rozpocznie się trialog, czyli rozmowy trójstronne między Parlamentem, Komisją Europejską i Radą UE, w której zasiadają ministrowie rządów państw członkowskich. Wielkich zmian w rozwiązaniach zaproponowanych przez Komisję Europejską nie należy się jednak spodziewać. Trzeba zatem przygotować się na prawdziwą rewolucję na rynku oraz w przemyśle motoryzacyjnym, który bez realnego wsparcia skazany jest na zapaść.
Niezbędne wsparcie
O ile koncerny samochodowe odczują zmiany w mniejszym stopniu, bo w tych samych montowniach, które do tej pory produkowały samochody z napędem konwencjonalnym, można montować samochody elektryczne, to dla producentów komponentów i części takie nagłe wykluczenie technologii silników spalinowych będzie prawdziwym trzęsieniem ziemi. Fabryki, w których dotąd powstawały rozmaite części silnikowe, osprzęt i wiele innych elementów pośrednio związanych z technologią silników cieplnych, stracą dotychczasowych odbiorców. Przestawienie się na produkcję komponentów do samochodów elektrycznych będzie wymagało kolosalnych nakładów, a przy tym należy pamiętać, że pojazd elektryczny ma o jedną trzecią części mniej, więc wielu firmom grozi wypchnięcie z rynku i upadek.
– Niestety trudno oprzeć się wrażeniu, że decydenci – zarówno europejscy, jak również krajowi, nie dostrzegają w pełni tych zagrożeń. W ciągu ostatnich 30 lat w Polsce wyrósł prężny sektor produkcji części, zarówno tych wytwarzanych na potrzeby wytwórców pojazdów, jak również na rynek wtórny. Od 2035 roku te przedsiębiorstwa pozbawione zostaną rynku pierwotnego, jednego z dwóch filarów przemysłu motoryzacyjnego. Ktoś może powiedzieć, że do 2035 roku jest dużo czasu, a poza tym pozostanie jeszcze aftermarket. Oczywiście rynek części zamiennych pozostanie, ale będzie się już tylko kurczył. Wielkie globalne koncerny samochodowe mają środki na to, żeby wprowadzić nowe technologie, ale mniejsze firmy, w tym przedsiębiorstwa z polskim kapitałem, które szczególnie odczuły dwa lata pandemii i gospodarcze konsekwencje wojny w Ukrainie, bez wsparcia skazane są na upadek – mówi Tomasz Bęben, dyrektor zarządzający SDCM. – Ta wprowadzona odgórnie rewolucja w motoryzacji będzie prowadziła do zwolnień i zamykania niektórych przedsiębiorstw. Według badań zagrożonych jest około 52 tys. miejsc pracy w Polsce. Tyle etatów uzależnionych jest od technologii napędu konwencjonalnego. Rozwój elektromobilności i powstanie związanych z nim nowych miejsc pracy tylko w niewielkim stopniu zrekompensuje tej straty. Owszem będą pojawiały się nowe stanowiska, ale nie w tym samym czasie, kiedy likwidowane będą dotychczasowe, a przede wszystkim nie w tej samej liczbie i nie w tym samym miejscu – tłumaczy Tomasz Bęben.
Różne technologie, wspólny cel
Należy podkreślić, że przemysł motoryzacyjny nie chce stawać na drodze rozwoju elektromobilności i jednoznacznie popiera działania na rzecz ograniczania emisji dwutlenku węgla w motoryzacji. Domaga się jedynie, by pod uwagę brane były przy tym również kwestie gospodarcze i społeczne. Stowarzyszenie CLEPA zrzeszające europejskich producentów części, którego polskim członkiem jest SDCM od lat przedstawia na forum europejskim merytoryczne argumenty i rzetelne badania na ten temat.
– Decyzja Parlamentu Europejskiego ogranicza możliwość wyboru konsumentów, którzy będą zdani tylko na jedną technologię. Zakaz stosowania napędów spalinowych naraża europejski przemysł motoryzacyjny na utratę 500 tys. miejsc pracy związanych z produkcją konwencjonalnych układów napędowych. To, czego naprawdę potrzebujemy, to dywersyfikacja i wykorzystanie do ograniczenia emisji wszystkich możliwości technologicznych, w tym napędu spalinowego, który wciąż ma niewykorzystany potencjał – mówi Sigrid De Vries, sekretarz generalna CLEPA. – Potrzebujemy więc nie tylko szybkiej elektryfikacji, ale i rozsądnej dawki innych zrównoważonych technologii. Technologiczna otwartość jest kluczem do zmniejszenia zależności od jednego rodzaju nośników energii i surowców paliwowych. Dlatego wzywamy Radę Unii Europejskiej do tego, by wzięła pod uwagę różnie opcje i przyjęła osiągalne cele w redukcji emisji CO2 – dodaje Sigrid De Vries.
Polska jeszcze nie gotowa
Stowarzyszenie Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych wskazuje również na specyficzne polskie uwarunkowania, które sprawiają, że wprowadzenie w naszym kraju zakazu rejestracji nowych samochodów innych niż elektryczne nie tylko uderzy w polski sektor produkcji motoryzacyjnej, ale również doprowadzi do zwiększenia grupy wykluczonej komunikacyjnie, bo samochody elektryczne dla ogromnej większości ludzi nie będą osiągalne z powodu wysokich cen, zaś rynek samochodów używanych będzie się kurczył. Własny środek transportu umożliwiający normalne funkcjonowanie tam, gdzie komunikacja publiczna jest całkowicie niewydolna, będzie więc coraz trudniej dostępny.
Osobną kwestią jest racjonalność ekologiczna, którą należy postawić pod wielkim znakiem zapytania z uwagi na uzależnienie naszej energetyki od węgla. Przy tym w Polsce już teraz brakuje prądu i nic nie wskazuje, by w ciągu najbliższych lat udało się rosnące zapotrzebowanie zaspokoić z własnych źródeł.